Irlandzkie wakacje cz.2
Pamiętacie jeszcze Pierwszy Dzień moich wspomnień z wakacji w Irlandii ? Dziś pora na kolejną część.
Drugi dzień w Irlandii przywitał nas pięknie zachmurzonym niebem, jeszcze nie padało ale najgorszego można było się spodziewać 😀 Ciągle liczyliśmy na piękne niebo i co najmniej 30C
Spakowani zaopatrzeni w ciepłe nieprzemakalne ubrania, jedzenie mnóstwo słodkich batonów ruszyliśmy po nową przygodę. Po drodze spadł deszcz i wyszło słońce, by znów gdzieś po drodze złapał nas deszcz w końcu zacząłem powoli gdzieś w sobie akceptować taką pogodę. Gdy dojechaliśmy nad Mohery stwierdziłem że jestem szczęśliwcem wspaniały wiatr z nad Atlantyku przegonił chmury w głąb lądu i mogliśmy się cieszyć słońcem oraz przeszywającym wiatrem.
Klify Moher robią piorunujące wrażenie, niestety nie można podejść do samej krawędzi ze względu na mór jaki postawiono by nie spaść w przepaść, a ponoć takie przypadki bywały w przeszłości. Po „zdobyciu” wierzy O’Brien’a schowaliśmy się przed wiatrem w centrum dla zwiedzających które warto odwiedzić nawet przy dobrej pogodzie :D. Muzeum prezentuje jak powstały nie tylko klify ale cała Irlandia porządna dawka wiedzy wyłożona w przyjemny sposób.
Ruszyliśmy dalej w trasę w kierunku Burrenów. Jadąc wąskimi drogami mijając się na lusterka z innymi samochodami dochodzę do wniosku że lepiej bym się czuł na rowerze. Ilość ciekawych widoków jest oszałamiająca, zatrzymujemy się co jakiś czas na chwilkę. Przy drodze widać opuszczone domy z kamienia zatrzymujemy się więc i znów robie desant z auta, chciałbym zatrzymać się na dłużej i komplementować się chwilą, miejscem ale na to nie ma czasu ruszamy dalej by zobaczyć kolejne miejsce.
Dotarliśmy! To Burreny księżycowy krajobraz żadnych drzew tak właśnie wyglądają Burreny. To własnie to miejsce które przeklinał jeden z generałów Cromwella mówiąc „There isn’t tree to hang a man, water to drown a man nor soil to bury a man”/ „Nie ma drzew by powiesić człowieka, wody aby utopić, ani ziemi aby zakopać ciało”. I to trafny opis tego księżycowego krajobrazu, które jest tak surowe że rosną tu tylko skarłowaciałe rośliny lub kwiaty znajdując dla siebie miejsce w szczelinach skał lub na niewielkich łachach ziemi. Bo nazwa Burren oznacza wielką skałę. My tymczasem dotarliśmy do wybrzeża. Gdzie dojechaliśmy na stanowisko wędkarskie i będziemy łowić ryby. Tak przynajmniej twierdzi mój szwagier. Rozprostowujemy kości i schowani przed wiatrem za murkiem konsumujemy kurczaka by nabrać energii. Julka moja córka biega jak kozica po skałach. Droga na plażę przypomina alpejską ścieżkę jest i zejście po łańcuchach. Młodzi żołnierze odbywają szkolenie wspinaczkowe. Idziemy powoli zwracając szczególną uwagę na ostre kamienie pomiędzy którymi w szczelinach rosną przeróżne rośliny, z przewodnika dowiaduję się że jest tu dużo gatunków typowo alpejskich.
Im bliżej morza tym większe szczeliny w skałach.
Morze szaleje, a Szwagier rozkłada się ze sprzętem i przygotowuje się do połowu. Nasza kozica skacze pomiędzy skałami, przyprawiając nas o dreszcze /jak by wiatr nie wystarczył/.
Fantastyczny wiatr (tak tym razem będę chwalił) rozpędza fale i rozbija je o skały dzięki czemu tworzy niesamowite fontanny wody strzelające w niebo. Teraz wystarczy usadowić się w dobrym miejscu i zaczekać na odpowiednią falę.
Fale szaleją wiatr wieje, wszystko sprawia wrażenie dzikości, nawet nasza córka jakoś tak tu naturalnie pasuje. Niestety wiatr i fale zrywają linkę i szwagier po kolejnej zmianie „zachęty” na lince, postanawia zejść na niższą półkę skalną, bliżej morza.
Tym razem ocen dał znać kto tu rządzi no cóż dziś świeżej ryby nie będzie na kolację. Miałem dużo szczęścia i wyczucia schodząc z tej półki a byłem naprawdę blisko tego miejsca. Na szczęście Krzysiek nie jest aż tak przemoczony i ma zamienne ubranie. Zbieramy się i wracamy do auta po drodze czeka nas jeszcze kilka ciekawych miejsc.
Naszym kolejnym celem jest Dolmen Poulnabrone. Zjeżdżamy z drogi parkujemy samochód i właśnie gdy już dochodzimy na niebie chmury zagęściły się a niebo wyglądało jak by miało pęknąć i w jednej chwili gdy większość turystów uciekło niebo się rozpogodziło zostawiając mnie z portalem sam na sam. Portal wg. różnych źródeł został zbudowany pomiędzy 3800 a 2500 p.n.e.
Ostatnim naszym przystankiem był Carran Church ruiny starego kościoła z cmentarzem przy drodze R480. Malownicze położony Kościół jest dobrym przykładem średniowiecznego kościoła parafialnego z XV wieku z drzwiami ukierunkowanymi na południe i oknem na wschód. Dla mnie jednak był przede wszystkim wspaniałym malowniczym miejscem. Niestety kościół jest na prywatnej ziemi i był zamknięty. Nie bacząc na konsekwencje weszliśmy do środka, by móc przyjrzeć się dokładniej, było coś niesamowitego w tym miejscu, co mnie do energetyzowało i pomimo długiej podróży wyszedłem z stamtąd naładowany pozytywną energią.
Przed nami już tylko droga do domu.
Najnowsze komentarze