Irlandzkie wakacje
Miałem możliwość zwiedzania południowo zachodniej części Irlandii. To fantastyczne, że nie musiałem łączyć tego z pracą, tak, byłem na wakacjach. Każdemu z nas wakacje kojarzą się ze słońcem, piaskiem, parasolką i kąpielą w morzu. I wszystko by się zgadzało tylko należy do tego dodać deszcz, wiatr przeplatający się ze słońcem z minuty na minutę. Kąpiel też była, tylko co najwyżej do kolan 🙂 i kto by pomyślał, że tak wygląda środek lata w Irlandii.
Zanim pojechałem do Irlandii znałem ją z haseł: praca na zmywaku, kryzys, zielona wyspa, Guinness, braveheart. Wiedziałem że Dublin jest stolicą i tak naprawdę, poza innymi mniej istotnymi faktami, tyle wiedziałem na temat tego kraju.
Dlatego, zanim dotarłem na miejsce, postanowiłem zgłębić jak najwięcej informacji na temat ciekawych miejsc jakie można zobaczyć w Irlandii. Pomimo zebrania dość pokaźniej wiedzy o ciekawych miejscach nie mogłem odnaleźć zdjęć, które by mnie inspirowały, przepełniły moją wyobraźnię. Tak wiec pojechałem, a dokładniej poleciałem, z Katowic do Coork zdając się na wyczucie mojego przewodnika, z moją nienasyconą wyobraźnią o miejscach, które niebawem miałem poznać.
Lądowanie odbyło się przy mocnym wietrze. Pilot posadził samolot tak, że zadzwoniły mi wszystkie plomby. Tego wieczoru nikt nie klaskał na pokładzie Beninga – WizzAir. Pomimo wieczoru i szybkiego przemknięcia do samochodu czułem, że nasze lato w Irlandii będzie inne.
W pierwszym dniu wybraliśmy się w podróż na Dingle. Zanim jednak dojechaliśmy zatrzymaliśmy się na plaży przy Tralee Bay, zrobiłem tam kilka zdjęć.
W końcu dojechaliśmy do Dingle. Jedną z atrakcji tego miejsca jest delfin o imieniu Fungie, który zadomowił się w wodach tutejszej zatoki. Nie ma mowy o pływaniu z nim w wodzie, tak jak na Krymie, gdzie w specjalnych basenach można pływać z delfinem, jednak jest na tyle oswojony i przyjaźnie nastawiony, że podpływa do kutra z turystami, którzy na każdy jego widok cieszą się. Dla mojej Juli było to niemałe przeżycie.
Przemoczeni od Irlandzkiej pogody ale zadowoleni z przygody wracaliśmy na ląd. Szwagier zamyślił się nad sensem życia i wtedy przyłapałem go na tym zdjęciu.
Po chwili zorientował się, że jest moim modelem i uśmiech powrócił na jego usta, a ja zrobiłem kolejne zdjęcia, tym razem portretowe.
Po rejsie postanowiliśmy coś zjeść, by nabrać zapału do dalszej podróży. Zatrzymaliśmy się w StoneHouse przy Slea Head Drive i trochę kaprysząc zamówiliśmy w końcu rybę, kurczaka i coś. Do dzisiaj nie wiemy co to było, ale wszystko nam smakowało.
StoneHouse przy Slea Head Drive takich domów z kamienia jak nasza restauracja jest wiele. Pięknie wpisując się w tutejszą surową przyrodę.
Po nabraniu energii pojechaliśmy na malutką plażę schowaną wśród urwisk na Slea Head. Piasek pod stopami dodał nam energii i zaczęliśmy się bawić z falami w berka, ja ciągle psioczyłem na bryzę, która mi chlapała w obiektyw.
Zabawa w berka z morskimi falami, wygrana nie jest taka oczywista 😀
Ostatnim punktem tego dnia było zwiedzenie urwiska Clogher Head na półwyspie Dingle, na którym jest pomnik upamiętniający zatonięcie okrętu Wielkiej Armady – Santa Maria de la Rosa.
W zatoczce widać było ponton oraz boje więc z pewnością odbywała się eksploracja tego miejsca. Moc oceanu dało się tu wyczuć, pomimo że deszcz nie „padał do góry” co, jak mnie zapewniał mój przewodnik, ma tu często miejsce dało się wyczuć jak Atlantyk demonstruje swoją moc.
Najważniejsze czego mnie nauczyła Irlandzka pogoda to, przyjmować ją taką jaka jest i nie tracić humoru z powodu deszczu czy wiatru, gdyż za 10 minut może wyjść słońce zza chmur i zmienić wszystko.
Na dzień dzisiejszy tyle, za tydzień część druga. Opowiem o Moher’ach (Irlandzich klifach, a nie naszych polskich 😉 ), Burrenach oraz kilku innych fajnych miejscach jakie udało mi się zobaczyć.
Najnowsze komentarze